Loading

Widokówki z Kuby: Hawana – centrum miasta (Malecón, Prado i Kapitol)

Witamy na blogu CZAJKA TRAVEL

Zgrany zespół ludzi, dla których podróże to pasja i sposób na życie.

Widokówki z Kuby: Hawana – centrum miasta (Malecón, Prado i Kapitol)

Avenida Antonio Maceo de Malecón to ponoć najpopularniejsza ulica w Hawanie. Dopiero tutaj po raz pierwszy poczułam, że spaceruję po największym niegdyś porcie Karaibów. Bulwar Malecón ciągnie się łukiem od hawańskiej przystani z jej piękną białą latarnią aż po dzielnicę Vedado z jej białymi wieżowcami. To tutaj Hawana styka się z żywiołem, który przez lata zdążył mocno okaleczyć niegdyś wspaniałe oblicze nadbrzeżnej promenady. Bo choć przy alei mieszczą się tak monumentalne (i dobrze utrzymane) budowle jak hotel Nacional de Cuba, czy forteca Castillo de Real Fuerza, to tło dla nich stanowią porozrywane huraganowymi wiatrami i skruszone morską solą kamienice w ruinie. Niektóre budynki – z wybitymi szybami w oknach i sypiącą się elewacją – zachowały jeszcze dawne kształty, po których można się domyślać ich minionego piękna; inne straszą już tylko czarnymi dziurami pomieszczeń, które wyjrzały zza zawalonych fasad. Mimo to, albo może właśnie dlatego, Malecón zrobiło na mnie kolosalne wrażenie i nie mogłam oderwać oczu od kilkumetrowych fal, które z hukiem wdzierały się za mur falochronu, bezceremonialnie zalewając główną aleję, jadące po niej zjawiskowe kabriolety i… mnie.

Z Malecón pod Kapitol wiedzie jedna z najpiękniejszych (i moich ulubionych) alei Hawany: Paseo de Marti, zwana przez wszystkich po prostu Prado. Pasaż zbudowano na wzór europejskich bulwarów: biegnący środkiem szeroki chodnik spacerowy został oddzielony z dwóch stron od jezdni niskim kamiennym murem, w który wkomponowano marmurowe ławki. Po obu stronach deptaka, za jezdnią, wznoszą się monumentalne domy, zamieszkiwane niegdyś przez tutejszą arystokrację; dziś już niestety mocno zaniedbane. Pod sypiącym się tynkiem widać zarysy subtelnych geometrycznych wzorów i misternie wykonanych gzymsów, przywodzące na myśl architekturę mauretańską. Pod łukami skrywają się przestronne podcienie kamienic, w których zaaranżowano ogródki restauracyjne. Po jezdniach mkną żółte autoriksze lub najpiękniejsze okazy starych chevroletów i cadillaców, które wyjechały z parkingu nieopodal Kapitolu. Rosnące w szpalerze drzewa rzucały zbawienny cień na deptak i zachęciły mnie, by zatrzymać się na chwilę i popatrzeć na spacerujące tutaj kubańskie rodziny, chłopców szalejących na deskorolkach, paradujące w grupkach wystrojone (i oczywiście piękne) Kubanki. Potem jeszcze nie raz wracałam na Prado, które przyciągało mnie swoim dynamizmem i zmiennym charakterem: za dnia bulwar stawał się celem rodzinnych przechadzek, nocą parkietem dla tańczących salsę i reggaeton, w tygodniu boiskiem do ćwiczeń dla dzieci z okolicznych szkół, w niedzielę zaś galerią sztuki, gdzie tutejsi artyści wystawiają na sprzedaż swoje – nie raz znakomite prace.

Na końcu Prado, ponad gałęziami drzew już od dawna majaczyła biała kopuła. Nim jednak dotarłam do Kapitolu musiałam jeszcze przejść na drugą stronę Parque Central i napatrzeć się na potężne budynki Gran Hotel Manzana i Museo Nacional de Bellas Artes. Widok, który zastał mnie po drugiej stronie parku, zostawiłam sobie na koniec: zaparkowane w dwóch rzędach najlepsze hawańskie oldtimery, dla których tło stanowiły wspaniałe gmachy hoteli Telegrafo i Inglaterra oraz jeszcze wspanialszego Gran Teatro de la Habana i wyłaniająca się zza nich bryła Kapitolu. Habaneros kręcili się bezustannie w poszukiwaniu klientów na przejażdżkę, słońce odbijało się w wypolerowanej karoserii ich kabrioletów, a ja powiększałam o kolejne dziesiątki nieskończoność zrobionych tutaj przez turystów zdjęć…

Im dłużej błądziłam po mieście, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Hawana (podobnie jak cała moja wyprawa na Kubę) daje się uchwycić w słowach tylko wtedy, gdy wciąż lawiruję wśród sprzeczności, a najistotniejszą z tych sprzeczności, w której mieszczą się wszystkie pozostałe, jest: spójność i rozdźwięk. W mieście natrafiałam zarówno na wąskie, spokojne uliczki, jak i tętniące życiem arterie; maleńkie śliczne skwerki, ale też rozległe place, obstawione dookoła najznakomitszymi skarbami architektury. Nie raz obok cudnej kolonialnej kamienicy stoi tutaj jakieś socrealistyczne monstrum, obok wyremontowanego budynku gruzowisko, w starych gmachach powstają nowoczesne puby, a w zabytkowych wnętrzach, otoczeni drogocennymi meblami – żyją ubodzy ludzie. I choć zza każdego rogu wyłaniały się coraz to nowe, nieraz tak odmienne, scenerie, to jednocześnie każde z tych miejsc nieodwołalnie wpisywało się w charakter jedynego w swoim rodzaju miasta.

Gabriela Nowak

admin007

admin007

POZOSTAW KOMENTARZ