Loading

Widokówki z Kuby: zapowiedź

Witamy na blogu CZAJKA TRAVEL

Zgrany zespół ludzi, dla których podróże to pasja i sposób na życie.

Widokówki z Kuby: zapowiedź

Co widziałam niegdyś, podróżując w myślach na Kubę? Pewnie jak wielu innych Europejczyków: Hawanę i jej kolonialne budowle, na których powiewają biało-niebieskie flagi z czerwoną gwiazdą, wspaniałe stare Chevrolety, Buicki i Cadillaki we wszelkich kombinacjach kolorystycznych, Kubańczyków tańczących salsę na ulicach, białe plaże z turkusową wodą, hasła rewolucji na billboardach i wszędzie kopie tych samych – wpatrzonych w dal – oczu Che Guevary…

Wyobraźnia podróżnika uwielbia pławić się w bajkowych klatkach z filmów i obrazkach z widokówek. Rozsądek podróżnika podpowiada jednak, że sztuczna scenografia i photoshop często mają wpływ na nasze projekcje, czasem rozczarowująco duży wpływ. Tak czy owak słowo „Kuba” od lat znajdowało się na mojej bucket list i zawsze brzmiało jak wielka obietnica. Czy zatem rzeczywistość, która uderzyła mnie po wyjściu z samolotu, spełniła tę obietnicę? Z nawiązką.

Hawanę pierwszy raz zobaczyłam późną nocą. Taksówka nie mogła wjechać do centrum starego miasta (gdzie dzięki Czajka Travel czekał na mnie pokój w tzw. casa particular – tj. prywatnym domu). Kierowca ruszył zdecydowanym krokiem do przodu, prowadząc mnie przez zaułki stolicy. Skąpe żółtawe i niebieskawe światła oblewały kamienne budynki, pomniejsze place, na ulicach było pusto, w powietrzu unosił się zapach brudnego miasta czyli sennie, ponuro, ale też poniekąd intrygująco… Minęła nas grupa młodych roześmianych Kubańczyków; jeden z chłopaków odwrócił się w naszą stronę i wykrzyknął po angielsku: „Welcome in Cuba! Welcome in paradise, welcome in hell!”. Te słowa miały dźwięczeć w mojej głowie – jak się okazało do końca wyjazdu i ujmować w ramy wiele moich sprzecznych wrażeń.

W świetle dnia stolica Kuby pokazała zupełnie inne oblicze: w wielu miejscach tak piękne jak na pocztówkach, w wielu innych miejscach – zdecydowanie ciekawsze. Miałam to szczęście, że mieszkałam zaraz przy Plaza Vieja, tj. w ścisłym centrum starówki. Tak więc od samego rana Hawana bezceremonialnie wdzierała się swym gwarem przez okno mojego pokoju. Nie pozostawało nic innego, jak wyjść jej naprzeciw.

Był listopad, a całe miasto tonęło w gorącym południowym słońcu – już sam ten fakt stanowił wystarczającą zapowiedź egzotycznej przygody, która na mnie czekała. Pierwsze majestatyczne kolonialne budynki z „moją” kamienicą włącznie, pierwszy stragan z kokosami, pierwsze cieplutkie i chrupiące churrosy – tuż za rogiem. Wystarczyło kilka minut, bym zdecydowała się opuścić swoją podróżniczą gardę (czyli schować oczekiwania oraz aparat fotograficzny do torebki) i dać się ponieść Hawanie.

Gabriela Nowak

admin007

admin007

POZOSTAW KOMENTARZ